Najgłośniejszym wydarzeniem ostatniego tygodnia był niewątpliwie uroczysty ślub w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Nieco mniejszym echem odbiła się w mediach informacja o tym, że Książę Harry i jego Małżonka zamieszkają w pałacu, w którym ponoć straszy. A dodatkowo otrzymają również posiadłość, która także uważana jest za nawiedzoną. Złośliwi twierdzili, że to swego rodzaju zemsta w białych rękawiczkach ze strony Królowej, która ma nie przepadać za amerykańską wybranką serca swojego wnuka.
Zostawmy jednak na boku dworskie intrygi w królestwie brytyjskim. Cała ta sprawa z nawiedzoną posiadłością książęcych nowożeńców zmusiła mnie do zastanowienia się, czy również w Rosji można liczyć na tego typu straszne historie. Na piłkarskie Mistrzostwa Świata przyjadą przecież tysiące kibiców z całego świata. Będą nocować w różnych miejscach, hotelach, ale i starych kamienicach, prywatnych domach, położonych na uboczu motelach... Może w którymś z nich również "straszy"? Może o północy można zaobserwować niewytłumaczalne manifestacje sił nie z tej ziemi? Czasem coś świśnie, czasem coś gwiźnie, coś się pojawi w samej bieliźnie...?
Długo myślałem, gdzie w Rosji rozpocząć poszukiwania nadprzyrodzonych fenomenów. Wreszcie, skierowałem swe kroki do Ministerstwa do Spraw Nadzwyczajnych. Ponury gmach przy moskiewskim Prospekcie Łomonosowa przywitał mnie mosiężną bramą zamkniętą na zamek marki YETI. Aha! - pomyślałem - jestem we właściwym miejscu. Skoro wiedzą tu coś o tajemniczych Człowiekach Śniegu, to o duchach i zjawach tym bardziej.
Na widok legitymacji dziennikarskiej wyszedł do mnie sam rzecznik prasowy ministerstwa, poprosił o pytania na piśmie, po czym zniknął na pół godziny, by wreszcie powrócić z kartką papieru zapisaną w nie więcej niż połowie. Tekst głosił: "Strasznie nam przykro, ale nie jesteśmy - jako Ministerstwo do Spraw Nadzwyczajnych - kompetentni do udzielania informacji na temat bytów i zjawisk nadprzyrodzonych. Nie posiadamy wiedzy, aby takie zjawiska manifestowały się na terenie naszego państwa. Pragniemy również podkreślić, że Rosja jest krajem, w którym dominuje światopogląd materialistyczny, zgodnie z którym duchy i im podobne fenomeny są wymysłem ludzkiej wyobraźni. Toteż drążenie tego tematu może skończyć się przerażającym nieporozumieniem i okropnymi konsekwencjami w jego wyniku."
Mimo groźby niezbyt zręcznie zakamuflowanej w ostatnim zdaniu ministerialnej notki, nie porzuciłem tematu. W międzyczasie wpadł mi bowiem do głowy nowy pomysł. Kreml! Liczący sobie kilkaset lat olbrzymi kompleks zamkowo-pałacowo-sakralny. Kazamaty, lochy, komnaty, wielkie sale balowe, grube mury, wieże, krużganki i niekończące się korytarze. Gdzie ma straszyć, jeśli nie właśnie tam! Czym prędzej udałem się więc na Kreml, gdzie w niedługim czasie udało mi się załatwić spotkanie z dyplomowaną panią przewodnik - Ludmiłą Bedekerową.
- Od jak dawna oprowadza pani turystów po Kremlu? - zapytałem na początku
- Ho ho ho...! - odpowiedziała Bedekerowa - A może i dłużej...
- W takim razie na pewno pani będzie wiedziała, czy coś ten pałac nawiedza?
- A jakże! Pewnie, że nawiedza - przyznała ochoczo - Czasem nawiedza nas kontrola z Ministerstwa Kultury, czasem z Ministerstwa Finansów, a bywa że i z samej Kancelarii Prezydenta.
- Nie, nie, nie o takie nawiedzanie mi chodzi! - przerwałem jej
- Aaa, to batiuszka z Soboru Zwiastowania, albo i z Cerkwi Wasyla Błogosławionego też nawiedzi nieraz.
- Nie... Mi chodzi o innego rodzaju odwiedziny - próbowałem dalej - Byty eteryczne... Duchy...
- Ja nie rozumijem...
- No duchy... jak to jest po rosyjsku...? - kombinowałem - Duch... Spirit...
- Aaa, spiryt! - oczy przewodniczki rozbłysnęły zrozumieniem - Jak spiryt to nie do tej osoby pan przyszedł. Spiryt sprzedaje Iwan, na dole w komnacie kata. Trzeba zejść od bramy głównej po schodach w dół, potem skręcić w lewo przy szubienicy i w prawo przy pręgierzu. Jak pan minie studnię samobójców i cmentarz wisielców, to już pan zobaczy wejście do lochów, gdzie jest komnata kata. I niech pan pamięta, że płaci się tylko kryptowalutą.
- Nie taki spiryt miałem na myśli - poprawiłem się - Duch, spirit, ghost... A zresztą... To może na przykład zombie?
- A co to jest?!
- Zombie to jest... no... martwy człowiek, który nie jest zakopany w ziemi, tylko...
- A, tak! - rozpromieniła się - To trzeba z drugiej strony podejść, od Placu Czerwonego. Tam jest taki duży budynek, ma napisane "Mauzoleum" i tam, w środku leży ten co o nim pan mówi.
W tym momencie uznałem, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Zwłaszcza, że wpadł mi do głowy kolejny pomysł. Zrozumiałem bowiem, że nikt oficjalnie nie przyzna, że jakiekolwiek nadprzyrodzone zjawiska występują w Rosji na kilka tygodni przed "Mundialem". Nieważne czy zapytam kogoś z administracji rządowej, czy z instytucji kultury lub nauki, gdyż wszystkie i tak są kontrolowane przez państwo. Musiałem poszukać głębiej. Odpaliłem Deep Łeb, natychmiast zalogowałem się na mroczną wersję Facebooka, czyli Book Of Shadows, i wpisałem pytanie, z którym od rana tułałem się po rosyjskiej stolicy. Już po kilku minutach dostałem pierwszą odpowiedź. Użytkowniczka o nicku "Wiedźma Blerowa" przysłała mi logo moskiewskiego ZOO i tekst: "Podążaj za bielym krolikiem". Złapałem więc taksówkę rosyjsko-pakistańskiej korporacji "Ali Ekspres" i poprosiłem o kurs do ZOO. Tam udałem się w kierunku klatek z zającami i królikami. Na jednej z nich znalazłem doczepioną kartkę formatu A4 z ręcznie wpisaną informacją, że "biały królik Frank w tej chwili przebywa na wewnętrznym wybiegu". Poszedłem w kierunku, który wskazywała mi krzywo, jakby trzęsącą się ręką, narysowana strzałka. Gdy znalazłem się między budynkami, nagle ktoś narzucił mi worek na głowę, wciągnął przez jakieś drzwi i poprowadził krętymi schodami w dół...
Gdy wreszcie zdjęto mi z głowy worek, zobaczyłem że znajdujemy się w jakiejś piwnicy, której każdy metr kwadratowy pokryty był dokumentami, gazetami i segregatorami. Segregatory znajdowały się również na okalających ściany regałach, których półki uginały się pod ciężarem papieru. Wnętrze oświetlała tylko jedna, upiornie kołysząca się, łysa żarówka. Na środku pomieszczenia stało naprędce sklecone biurko ze sklejki. Na biurku stał komputer Commodore C-64 z kineskopowym monitorem o przekątnej ekranu 13 cali. Przy nim siedział zgarbiony chłopak w okularach grubych jak denko od butelki oficjalnej wódki "Mundialu", czyli Wódki Witalija Wyborowa.
- To jest Fox Murder - usłyszałem głos zza pleców. Za mną stała z kolei dziewczyna w podobnym wieku, o kruczoczarnych włosach.
- A ja jestem Wiedźma Blerowa - przedstawiła z kolei siebie - Oczywiście to nasze pseudonimy. Nigdy nie dowiesz się, jak nazywamy się naprawdę.
- Dlaczego właśnie Fox Murder? - zainteresowałem się ksywką chłopaka
- To jedna z tych spraw, które nigdy nie ujrzały światła dziennego - ożywił się młody - W okresie rządów Nikity Chruszczowa założono w Związku Radzieckim mnóstwo hodowli lisów. Lisy hodowano na futra, a przede wszystkim na ogony. Wszystko działo się bowiem w ramach akcji "Kity dla Nikity". Krzyżowano ze sobą lisy srebrne, rude, polarne... Ale po odejściu Chruszczowa, hodowle zaczęły obumierać. Nie dbano o klatki, lisy coraz częściej uciekały. Aż w końcu pewien lis biały nie tylko wydostał się z hodowli, ale jeszcze potem, już na wolności, skrzyżował się z krukiem. Z tego związku narodził się tylko jeden potomek, ale jaki! Wyglądał jak lis, ale był cały czarny, miał skrzydła i pazury jak szpony. No i umiał latać! Latający lis siał trwogę w sześciu obwodach. W 1983 roku, w wiosce Wulpesowo, zamordował czternastu żołnierzy Armii Czerwonej oraz sześciu mieszkańców, a co ciekawe byli to sami kanciarze i złodzieje. Przy każdym ciele zostawił wyryty w ziemi pazurem znak litery "Z". Potem już więcej go nie widziano. Podobno kilka lat później trafiono na jego ślady w Hiszpanii i Kalifornii...
- Ale do rzeczy! - przerwała opowieść Wiedźma Blerowa - Nie przyszedłeś tutaj słuchać o morderczych lisach...
- ... były też szalone jeże, pijane zające i zabójcze ryjówki - wtrącił Fox Murder
- Nie! Oczywiście, że nie! - przyznałem, po czym szczegółowo wyjaśniłem powód, dla którego szukam informacji o duchach, upiorach i nawiedzonych miejscach w Rosji. Wiedźma i Fox spojrzeli po sobie, po czym przyznali, że tego typu informacje są w Rosji od dawna tuszowane i zamiatane pod dywan. W oficjalnym obiegu próżno szukać takich doniesień. Na szczęście oboje, przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu komputerowego, od kilku lat zbierają i badają takie zjawiska. Poprosiłem zatem o jakieś niezwykłe przykłady dla potrzeb mojego artykułu, dla polskich czytelników mojego bloga. Fox i Wiedźma zgodzili się od razu, wierząc, że im większy rozgłos, nawet poza granicami kraju, tym większy sens zyska ich praca. Dziewczyna zdjęła zaraz z regału czarny segregator, w teatralny sposób zdmuchnęła z niego około trzech kilogramów kurzu, otworzyła, po czym zaczęła czytać:
- Grupa studentów udała się na obóz w... Zaraz... Blad! - zaklęła Wiedźma Blerowa - Sorry, wzięłam amerykański segregator zamiast rosyjskiego...
Po chwili szukania mieliśmy już przed sobą właściwą teczkę. Wiedźma i jej partner rozłożyli archiwa na biurku i zerkając co chwilę na materiały, zaczęli opowiadać. Oto ich opowieść...
W centralnej Rosji, w regionie Mordowia, w pobliżu Sarańska, było sobie miasteczko Dwuszczytowo. Niczym nie wyróżniająca się osada, umieszczona pośród gęstych lasów, ciche miejsce, do którego prowadziła jedna zagubiona autostrada. Kilka kilometrów od granic miasta stał dom w głębi lasu. Kiedyś znajdował się w nim sierociniec. Potem przez wiele lat dom niszczał. Mimo to mieszkańcy Dwuszczytowa czuli tam jakąś obecność. Podobno nocami słychać było dziwne odgłosy. Raz jęki, innym razem płacz dziecka... Mawiano, że domu pilnują wilkołaki, że kręci się w pobliżu kobieta w czerni.... Nikt jednak nie zdecydował się tego zbadać. Pewnego dnia, jeden z mieszkańców miasteczka, dwudziestolatek Fiodor Krugerow, o którym mawiano, że ma szósty zmysł, postanowił przerwać zaklęty krąg milczenia i oszukać przeznaczenie. W piątek trzynastego wziął nóż, poszedł do lasu i ślad po nim zaginął. Dziwne zjawiska jednak wkrótce potem również ustały.
Tak minęło spokojnie niemal dwadzieścia lat. Wtedy w mieście zaczęło ponownie dziać się coś dziwnego. Mieszkańcy zaczęli być atakowani przez nieznane istoty. Mężczyzn napadał tajemniczy lokator kolektorów ściekowych - wciągał swoje ofiary przez kratki ściekowe i pożerał. Ludzie natychmiast nadali mu przydomek Hannibal Kolektor. Kobiety z Dwuszczytowa również nie mogły się czuć bezpiecznie. Im zagrażał bowiem nieuchwytny maniak seksualny, które zarażał je chorobami przenoszonymi drogą płciową. Ponieważ większość napadniętych zeznała, że zamaskowany złoczyńca, zwany Kubą Zatruwaczem, mówił z wyraźnym włoskim akcentem z okolic Florencji, sarańskie media relację z Dwuszczytowa zatytułowały: "Toskańska masakra kiłą weneryczną". Poza tym, w różnych miejscach miasta widywano potężnego jakby pająka, wspinającego się na ściany bloków z wielkiej płyty. Dzieci, które widziały go najczęściej, mówiły o nim: slender-czławiek.
Do walki z tymi incydentami wezwano najpotężniejsze siły, jakimi dysponowała Rosja. Z Moskwy przybył doborowy oddział znany jako Nieustraszeni Pogromcy Duchów, pod dowództwem Bila Marejowa i Denisa Ajkrojdowa. Z wyspy na Morzu Kaspijskim ściągnięto w trybie pilnym doktora Moro. Naukowiec akurat miał przerwę w swoich eksperymentach, jakie tam prowadził, skończył bowiem właśnie oswajać Zwierzo-ludzi i zamierzał odpocząć zanim zabierze się za Roślino-ludzi. Żaden z tych specjalistów nie dał jednak rady schwytać sprawców tajemniczych ataków w Dwuszczytowie. Mieszkańcy stracili już nadzieję, że uda się to powstrzymać i uznali, że nad miasteczkiem zawisł omen.
Był ostatni weekend listopada. Traf chciał, że właśnie wtedy do Dwuszczytowa przybył z Sankt Petersburga niejaki Michaił Majersow, hokeista klubu SKA Sankt Petersburg, a prywatnie daleki kuzyn zaginionego przed laty Fiodora Krugerowa. Chciał on odnaleźć jakiekolwiek znaki po dawno zapomnianym członku rodziny. Zatrzymał się w motelu przy ulicy Wiązów, który prowadziła babuszka Batesowa. Następnego dnia zrezygnował jednak z pokoju, twierdząc, że coś tam dybie na jego życie i prawdopodobnie jest to dybuk. Poza tym, i tak nie mógł się wyspać, bo w sąsiednim pokoju grymasiło dziecko Rosemary, piętro niżej rodzina z Medeiros urządziła sobie ucztę, a w apartamencie naprzeciw zatrzymał się afrykański wytwórca lalek, Zulus Czaka. Nie dość, że długo wieczorem hałasował dłutem, to jeszcze w nocy laleczka Czaki miała ożyć i z piskiem rzucić się na Majersowa. Uwagę babuszki Batesowej, że może to po prostu mysz zaplątała się w lalkę, hokeista skwitował grobową miną.
Majersow miał zamiar wynająć przewodnika i ruszyć w las, szukać śladów po zaginionym Fiodorze Krugerowie. Gdy jednak szedł główną ulicą Dwuszczytowa, nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Ponad wierzchołkami drzew błysnęło dziwne lśnienie, a chwilę potem nad miasto nadleciały przerażające ptaki. Za moment tajemnicza mgła osnuła wszystkie ulice, a z lasu wyszła armia tajemniczych postaci. Na jej czele, na pokracznym trzykołowym rowerze, jechał upiorny człowiek o bladej twarzy, czerwonych oczach i również czerwonych spiralach na policzkach.
- Dziksoł! - krzyknął ktoś na jego widok (mając pewnie na myśli słowo "dzikus"), a w tej samej chwili córka burmistrza, Annabelle, z przerażenia potknęła się i wpadła do studni.
Tymczasem za tajemniczym jeźdźcem maszerowała armia młodych ludzi o srebrnobiałych włosach i bezwzględnych obliczach. Każdy z nich trzymał w ręku kolbę kukurydzy.
- Inni! Obcy! Dzieci Kukurydzy! - wrzeszczeli mieszkańcy Dwuszczytowa na ten widok, przekonani, że oto nadeszła noc żywych trupów. Niektórzy przypomnieli sobie klątwę, jaką rzucił Fiodor Krugerow, który zanim wyruszył na swoją straceńczą wyprawę, odgrażał się, że jeśli nie wróci z lasu, a nikt nie udzieli mu pomocy, w Halloween 20 lat później miasteczko zamieni się w wioskę przeklętych. W Dwuszczytowie zapanowała psychoza, rozpętało się piekło. Ludzie tratowali się wzajemnie w ucieczce, chwytali za broń, siodłali konie i odpalali zaporożce. Sytuację pogarszał fakt, że ze studni wygramoliła się córka burmistrza. Gęsty szlam zlepił jej czarne włosy z przodu tak, że nie tylko nie mogła ich odgarnąć, ale też nie widziała nic przed sobą. Wściekła, chwyciła za sześciocalowy nóż i zaczęła nim ciąć na oślep. Ponieważ nie mogła polegać na wzroku, skupiła się na bodźcach słuchowych. Każdy, komu nagle zadzwoniła komórka, stawał się celem dziewczynki i natychmiast ginął.
Wszystko zakończyłoby się jeszcze krwawszą jatką, lecz w ostatniej chwili Michaił Majersow rozpoznał w tajemniczym przybyszu na rowerze swojego kuzyna - Fiodora Krugerowa. Niedługo potem ci mieszkańcy, którzy zostali przy życiu, mogli wysłuchać relacji cudownie odnalezionego Krugerowa.
"Błądziłem przez kilka dni po gęstwinach, aż wreszcie odnalazłem dom w głębi lasu. Przez kilka dni obserwowałem dom, aż w końcu wślizgnąłem się do środka. Wówczas wszystko stało się jasne. Dom był tak naprawdę miejscem uciech dla towarzyszy z Kremla, którzy więzili tam prostytutki i zabawiali się z nimi w święta państwowe. Stąd te jęki. Gdy czasem któraś z tych dziewczyn urodziła dziecko, wynoszono je za bramę i układano na specjalnym kamieniu, skąd najpóźniej po kilku godzinach znikało. Stąd ten płacz. Terenu posiadłości pilnowali słabo wyekwipowani agenci KGB. Od siedzenia na zimnych posadzkach dostali "wilka". Stąd te wilcze odgłosy "auuu!". A kobieta w czerni to opiekunka prostytutek, która cierpiała na somnambulizm i lunatykowała przy pełni księżyca...
Kiedyś zaczaiłem się przy tym kamieniu i zauważyłem, jak porzucone dziecko zabiera siwy starzec z długą brodą. Poszedłem za nim i dowiedziałem się, że dziadek nazywa się Mróz. Mieszka w pobliżu i wraz z babuszką Agafią opiekują się tymi niechcianymi niemowlakami. Dodał, że sprawia im to wielką radość, bo sami nie mają już żadnej rodziny, a ukochany jedyny wnuk odwiedza ich bardzo rzadko, ponieważ pracuje w Polsce, gdzie jest pisarzem i wydaje cztery książki rocznie, a bywa, że i sześć. Zapytałem, dlaczego nigdy nie sprzeciwił się temu procederowi, który ma miejsce w domu w głębi lasu. Powiedział, że oboje z babuszką są na to za słabi, muszą się opiekować porzuconymi dziećmi i uprawiać poletko kukurydzy. Dlatego postanowiłem działać. Pożyczyłem od dziadka Mroza psa Baskerville'ów i pewnego razu, pod osłoną nocy, napadłem na dom uciech. Nie zastałem jednak komunistów ani prostytutek. Zamiast nich rezydował tam teraz szalony naukowiec, doktor Iwan O.Frankowsk. W opuszczonym domu przetrzymywał on Spider-Mana, którego KGB porwało ze Stanów Zjednoczonych w akcji pod kryptonimem "Czerwony Pająk". Iwan O.Frankowsk za pomocą inżynierii genetycznej dosztukował mu gigantyczne odnóża, a planował jeszcze przeszczepić mu skrzydła synogarlicy i tak wyszukane monstrum sprzedać Armii, na potrzeby wojny w Zatoce Perskiej. Na szczęście pokrzyżowałem niecne plany szalonego naukowca. Wypuściłem Spider-Mana, który pomknął w kierunku Dwuszczytowa i pewnie nieraz go tam widziano... Ja tymczasem z pomocą psa Baskerville'ów pobiegłem w przeciwnym kierunku. Niestety, zabłądziłem, a pies mi uciekł. W nocy zrobiło się potwornie zimno, od mrozu zbladła mi skóra twarzy, a naczynia krwionośne poskręcały się i stąd te spirale na policzkach. Po kilku dniach znalazłem wrak MIG-a 29 i z części rozbitego samolotu zrobiłem sobie ten rowerek. Potem jechałem przez jakieś wyżyny, gdzie akurat robaczki świętojańskie miały okres godowy. W nocy świeciło się tak bardzo, że wydawało mi się, że wzgórza mają oczy. Wkrótce potem napadł mnie kruk i wydziobał mi moje własne oczy. Wreszcie, znalazł mnie dziadek Mróz. Przeszczepił mi gałki oczne od jakiegoś przygodnie pochwyconego komunisty. Dlatego takie czerwone, a jak je odpowiednio zmrużyć, to widać nawet Marksa i Engelsa. W dowód wdzięczności zamieszkałem z dziadkiem Mrozem. Przez wiele lat pomagałem im dbać o dzieci, uprawiać kukurydzę, brałem piłę i szedłem do lasu po drzewo. Aż wreszcie któregoś dnia doszły nas słuchy o kłopotach w Dwuszczytowie. Pomyślałem, że trzeba ruszyć wam na ratunek, oddać wam ostatnią przysługę. Zwołałem dzieci, które już wydoroślały, mówię im: bierzcie po kukurydzy, bo nic innego nie mamy, i idziemy pomóc mojemu miastu na do widzenia..."
W tym momencie opowieść Foxa Murdera i Wiedźmy Blerowej urwała się.
- Wciąż zbieramy materiał... - usprawiedliwiali się - Ale raczej na artykuł ci wystarczy to, co już wiesz?
- O tak! - zapewniłem, mówiąc że z tego będzie zatrważający tekst.
Nagle żarówka zamigotała, a dziwny powiew wiatru przemknął nam po stopach. Moi towarzysze rozejrzeli się niepewnie.
- Musisz już iść... - szepnęła Wiedźma Blerowa
- A jak będziesz pisał ten artykuł... - dodał Fox Murder - ... to kibicom jadącym do Rosji na "Mundial" przypomnij, że ani Kuba Zatruwacz, ani Hannibal Kolektor nigdy nie zostali złapani...
25.05.2018 (15:04 czasu moskiewskiego)
PS. Wszystkie wydarzenia, osoby i cytaty są fikcyjne. Ich
podobieństwo do wydarzeń, osób i cytatów realnych jest zamierzone, a
wręcz pożądane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz