Korespondencja zaoczna z Rosji

piątek, 18 maja 2018

ostry dyżur

Na piłkarskie Mistrzostwa Świata do Rosji przyjadą tysiące kibiców z całego świata. Jak w przypadku każdej imprezy masowej, aby zapewnić bezpieczeństwo takim rzeszom ludzi, niezbędna będzie sprawna, szybko reagująca i profesjonalna służba medyczna. Poziom opieki medycznej w Rosji nigdy nie był powodem do dumy dla tego kraju. Czy teraz, w przeddzień wydarzenia o globalnym zasięgu, coś się w tej kwestii zmieniło? Postanowiłem to sprawdzić.

W tym celu najpierw udałem się do siedziby rosyjskiego Ministerstwa Zdrowia i Choroby. W posępnym budynku przy Prospekcie Łomonosowa przyjął mnie Borys Pastewniak, wiceminister w tym resorcie. Umówiłem się na rozmowę właśnie z nim, ponieważ człowiek ten jest pomysłodawcą wdrożonej niedawno reformy systemu opieki zdrowotnej w Rosji. Poprosiłem go, aby przybliżył krótko założenia tej reformy.
- Cóż, cała koncepcja jest bardzo prosta - wyjaśnił minister Pastewniak - I opiera się na podziale wszystkich lekarzy funkcjonujących w ramach systemu na trzy główne kategorie. Jest więc po pierwsze Doktor Żywego, czyli coś jak u was, w Polszy, lekarz pierwszego kontaktu, rodzinny. Potem jest Doktor Ledwo Żywego, czyli wszelkiego rodzaju specjaliści, od okulistów po onkologów. Trzecią i ostatnią kategorię stanowi Doktor Martwego, czyli anatomopatolog. Jak pan widzi, cały system jest prosty i przejrzysty.
- Zgoda - przyznałem - Ale system to przecież nie wszystko. Nawet najlepiej przemyślany system nie uratuje ludzkiego życia, gdy nie ma w tym systemie dobrej klasy specjalistów.
- To prawda - potwierdził minister - Zaręczam jednak, że i pod tym względem wiele się w Rosji zmieniło przez ostatnie lata. Pracuje u nas wielu światowej klasy lekarzy, wybitnych specjalistów w swojej dziedzinie. Swoje kliniki mają u nas między innymi:
  • Doktor Hu - wybitny znawca medycyny chińskiej. Sędziwy człowiek, z niejednego woka ryż jadł. Niestety, również trochę dziwak. Rejestrować się do niego na wizytę można tylko i wyłącznie w specjalnej budce telefonicznej.
  • W okolicach Soczi działa Doktor z Alpejskiej Wioski, który leczy podagrę przy użyciu mleka od specjalnie hodowanej rasy fioletowych krów.
  • Z kolei w Kubrykowie Doktor Dziwnoljubow prowadzi klinikę dla emerytowanych wojskowych.
  • Niedaleko Jekaterynburga praktykę prowadzi Doktor Pepper, który leczy zaburzenia odżywiania.
  • W Sankt Petersburgu działa Doktor Queen, znakomity psychiatra, koncentruje się na leczeniu urojeń wielkościowych.
  • Natomiast w Sarańsku, stolicy regionu Mordowia, swoje centrum ma Chirurgia Szczękowa. Twórcą tej kliniki jest wybitny ortopeda-traumatolog, doktor Siergiej Szczękow.
  • W Rosji pracuje również Niemiec, doktor Erich Etker, który leczy cukrzycę typu piątego i szóstego, przy pomocy ultradźwięków.
  • Często gości u nas również świetny laryngolog z Tirany - Doktor Alban, którego domeną są zaburzenia słuchu.
  • Jest jeszcze emerytowany specjalista z Polski - Doktor Wilczur, niekwestionowany specjalista w leczeniu powikłań po wściekliźnie.
  • A na sam koniec oczywiście najwybitniejsza medyczna osobowość Rosji, najlepszy diagnosta na świecie - doktor Grigorij Domow.
Dowiedziałem się jeszcze od ministra, że jeśli chcę na własne oczy zobaczyć, jaki postęp dokonał się w Rosji w zakresie medycyny, powinienem osobiście udać się do jednej z wymienionych klinik. Borys Pastewniak zapewnił, że wystarczy jego jeden telefon i podpowiedział, że najlepszym wyborem będzie właśnie klinika, w której pracuje doktor Domow. Także dlatego, że znajduje się niedaleko, bo na przedmieściach Moskwy, w Plejnsborowie, przy ulicy Księcia Tona, zatem można tam dotrzeć taksówką w mniej niż pół godziny.

Nie zastanawiając się długo, poprosiłem ministra o telefon do tej właśnie kliniki. W międzyczasie zamówiłem sobie taksówkę. Oficjalne materiały "Mundialu" polecają tylko dwie korporacje, gdzie kierowcy mówią po angielsku: "Denirow i spółka" - z amerykańskim kapitałem, oraz "Ali Ekspres" - założoną przez obrotnego imigranta z Pakistanu. Nie lubię zapachu arabskich potraw, dlatego zadzwoniłem do Denirowa. Niestety, taksówkarz z irokezem, emerytowany wojskowy, mówił po angielsku na takim samym poziomie, na jakim prezydent USA Ronald Tramp mówi po polsku, dlatego z konwersacji niewiele wyszło. Rzuciłem więc tylko: "Prince Ton, Plejnsborów" i włączyłem sobie laptopa. To nie był jednak koniec niespodzianek. Taksówkarz uparł się, że po drodze musi koniecznie sprawdzić, co się dzieje z jakąś jego znajomą prostytutką, więc do kliniki doktora Domowa dotarłem spóźniony. Zagroziłem taksówkarzowi, że złożę oficjalną reklamację w korporacji, ale jego angielski ograniczył się tylko do riposty: "You talkin' to me?", więc dałem sobie spokój.

Budynek szpitala w Plejnsborowie był olbrzymi, ale bez trudu znalazłem gabinet doktora Domowa. Diagnosta czekał już wraz ze swoim zespołem lekarzy. Widząc moje spóźnienie, zakomunikował:
- Ha, widzę że u was nawet zegarki działają zgodnie z kalendarzem gregoriańskim.
- Taksówkarz... - zacząłem wyjaśniać, ale doktor natychmiast mi przerwał
- To taki żarcik ze strony prowadzącego - dodał z wyrazem twarzy godnym Bustera Keatona, po czym wskazał na siedzących przy okrągłym stoliku lekarzy - Oto mój zespół. Doktor Robiert Pościgow. Doktor Krys Gołąb. Doktor... eee... zapomniałem nazwiska, ale wszyscy mówimy na nią Trinadsatka. Jest jeszcze w naszym teamie rezydentka z Afryki, doktor Alicia Kamerun, ale w tej chwili walczy z Gorączką Zachodniego Nilu, więc nie ma jej tu z nami. A teraz do rzeczy. Nasz dzisiejszy przypadek. Pacjent Angielski.
- Brytyjczyk? - zainteresował się doktor Gołąb
- Jaki Brytyjczyk?! -  żachnął się Domow - Anatolij Angielski. Rosjanin z dziada pradziada! Objawy: rumień wędrujący pośladkowy, kaszel palacza, łokieć tenisisty, glukoza 180, temperatura 217 stopni Kelvina. Diagnozy! Słucham!
- Legionelloza - rzucił doktor Pościgow
- Nie, glukozamina w normie - zaprzeczyła Trinadsatka
- Ziarniniak Wegenera - powiedział doktor Gołąb
- Nie pasuje, pacjent jest na diecie Ketogenowa - pokręcił głową Pościgow
- Hashimoto? - rzuciła w przestrzeń pytanie Trinadsatka
- Nie, dziękuję, już dzisiaj jadłem - sarkastycznie odparł Domow - Ach, nie! Ty mówisz o chorobie. Myślałem, że to jakaś nowa japońska potrawa.
- Hashimoto nie pasuje, bo daje specyficzne reakcje w pierwszej dobie podawania kortykosteroidów - stwierdził Gołąb - Ale do tych wszystkich objawów pasuje ukąszenie przez motyla zorzynka rzeżuchowca.
- Anthocharis cardamines - zamyślił się Domow - Mogłoby być...
- Nie mogłoby, bo ten motyl żeruje wyłącznie w okresie od marca do kwietnia, na zachód od rzeki Bug - stanowczo podkreśliła Trinadsatka - Tymczasem, według wywiadu, nasz pacjent nie opuszczał w tym czasie Rosji. Jedyny raz w zachodniej Europie był znacznie później, piątego maja, gdy motyl ten już zdążył się przepoczwarzyć...
- Wsie lgut - westchnął doktor Domow, a widząc moje zdziwione spojrzenie przetłumaczył - Wszyscy kłamią. No nic... Pościgow i Gołąb - sprawdźcie mieszkanie pacjenta pod kątem toksyn. Trinadsatka - zajrzyj do Graya i przygotuj co tam może być przydatnego w kontekście naszego przypadku. Widzimy się popołudniu.

Lekarze wyszli, a doktor Domow rozglądał się po gabinecie, aż zwrócił się do mnie:
- Dziennikarzu, podaj mi Łajkodin.
- Słucham?
- Łajkodin, tę fiolkę co stoi za tobą na szafce. 
- Co to takiego? - spytałem, biorąc do ręki brązową fiolkę z napisem: "Recieptura: A.Spiryna"
- Środek przeciwbólowy. Bardzo silny. I niezastąpiony - wyjaśnił Domow wskazując laską na swoją nogę, na którą utykał.
- Nigdy o takim nie słyszałem - przyznałem, podając mu lek
- Nic dziwnego - potwierdził - Nie tylko receptura, ale nawet sam fakt istnienia tego środka jest ściśle tajny. Nie wiem czy pan o tym słyszał, ale pies Łajka w rzeczywistości przeżył podróż kosmiczną. Widział na orbicie dziwne pojazdy kosmiczne. Kuliste, w kształcie grzyba i cygara. Podobno te statki czymś go napromieniowały. Po powrocie na Ziemię pies umiał mówić w sześciu językach nowożytnych, oraz w trzech nieznanych nauce. Co więcej, zażądał żeby kupić mu bilet na Orient Ekspres w klasie pierwszej. Oczywiście, jak pan się domyśla, historia o psie jeżdżącym koleją i w dodatku mówiącym jak człowiek, nie mogła wyjść na światło dzienne. Łajkę zamknięto w tajnym laboratorium w kazamatach pod Kremlem razem z psem Pawłowa i psem Andaluzyjskim. Dowiedziały się o tym tylko dwie osoby postronne. Polak i Włoch, pisarze. Polak napisał o tym książkę dla dzieci, więc mu odpuszczono, ale Włoch poszedł na całość, chciał zawiadomić ONZ, USA i wszystkie służby świata. Więc zaraz GRU się nim zajęło. Otruli gościa podsuwając mu - jak to GRU - gołębia nafaszerowanego strychniną. Oni się tam nie patyczkują... No, w każdym razie, z sierści Łajki pozyskano jakąś substancję, z której profesor Anastazja Spiryna, ponoć nieślubna wnuczka samego Rasputina, zaczęła produkować ten painkiller. Dlatego Łajkodin. Łagodzi nie tylko wszelkie bóle, ale też leczy raka, ebolę i nosówkę.
- Niebywałe... - zdumiałem się
- I tak pan nie znajdzie na to żadnych dowodów, więc szkoda zachodu - machnął ręką doktor Domow - A teraz niech się pan rozejrzy po klinice, a ja się zdrzem... znaczy popracuję.

- Domow! - rozległ się głośny kobiecy krzyk, jeszcze zanim zdążyłem opuścić gabinet
- Gospodi... - jęknął doktor, po czym wyjaśnił - To jest doktor Eliza Kudova, z pochodzenia Czeszka, szefowa tej kliniki. Mówię na nią Kudova-Zdrój, bo widok jej dekoltu ma działanie prozdrowotne, niezależnie od wieku pacjenta. A jej tyłek potrafiłby obudzić umarłego!
- Domow, tu jesteś! - lekarka około czterdziestki wpadła do gabinetu - Pacjenci czekają!
- Ja już mam pacjenta - Domow nakreślił łuk laską - Mój team zbiera właśnie informacje w terenie. To wyjątkowo ciężki przypadek, dlatego nie mogę rozpraszać się teraz innymi chorymi.
- Ciężki to jest budżet na utrzymanie twojego zespołu - warknęła Kudova - I pamiętaj, że w każdej chwili mogę go poważnie okroić. Poza tym mamy najlepszą po tej stronie Kaukazu średnią diagnostyczną, 675 zdiagnozowanych przypadków dziennie i po moim trupie pozwolę aby ta średnia spadła.
- To jest szpital, o trupa tu nietrudno... - mruknął Domow
- Już, już! Do roboty! - ponagliła szefowa - Dziennikarz z Polski pójdzie z tobą, obejrzy proces diagnozowania, może jakiś artykuł napisze ciekawy, prawda? Na izbie przyjęć czekają już dziesiątki pacjentów. Twój przyjaciel, doktor Yakow Wilsonow już jest na miejscu, wprowadzi cię w sytuację.

Na izbie przyjęć zmieszczono dziesiątki łóżek, które w nierówno ustawionych rzędach zapełniały się pacjentami. Doktor Domow, pomagając sobie laską, przepychał się przez tłum, jednocześnie utyskując na doktor Kudovą i wychwalając gabaryty jej biustu. Tymczasem z głębi sali machał do nas blondyn w lekarskim kitlu...
- Jest i Wilsonow... - rzucił pod nosem doktor Domow i po raz kolejny rozgarnął laską rzesze pacjentów. Podeszliśmy do łóżka, przy którym stał kolega doktora Domowa.

[Wilsonow]: Wreszcie jesteście. Mamy mnóstwo pracy. Ten pacjent tutaj wciąż sarka i jest z wszystkiego niezadowolony.
[Domow]: To sarkoidoza. Następny!

[Wilsonow]: Kolejny pacjent. Kobieta, lat 43. Ma rybie oko.
[Domow]: Podać 5 miligramów kwasu rybonukleinowego. Do rana będzie zdrowa jak ryba.

[Wilsonow]: Mężczyzna, 55 lat, były dyskobol. Od tygodnia toczy go gorączka.
[Domow]: Toczy go gorączka? To przecież toczeń! Dalej.
[Pacjent]: Zaraz! Już pan idzie?! A gdzie wywiad pogłębiony? Badania? To ma być diagnoza?! To kpina! Ja tu płacę złotymi rublami za konsultacje.
[Domow]: No i co się pan tak gorączkuje? Jeszcze panu dysk wyskoczy... Ale racja, to jednak nie toczeń, to gorączka złota.. Następny!

[Wilsonow]: Chłopiec płci męskiej, lat 11. Cały czas powtarza tylko: "I see dead people".
[Domow]: To jest pacjent psychotyczny! Podrzućcie go do Szpitala Pod Kukułczym Gniazdem.

[Wilsonow]: Mężczyzna, lat 60. Wciąż wychwala aktualnego prezydenta Federacji Rosyjskiej.
[Domow]: Syndrom sztokholmski. Dalej!

[Wilsonow]: Kleryk, lat 24, prawdopodobnie mężczyzna. Twierdzi, że podczas pobytu w Australii został pogryziony przez krokodyla poniżej pasa.
[Domow]: Czy to był krokodyl różańcowy?
[Kleryk]: Z całą pewnością!
[Domow]: Co dwie godziny wlewy dożylne z 80-procentowego roztworu wody święconej. Rano będzie pan jak z krzyża zdjęty, ale potem pan wyzdrowieje.

[Wilsonow]: Ten tutaj rozbił się na motocyklu-ścigaczu. Już trzeci raz w tym miesiącu.
[Domow]: Zespół Kawasaki. Następny!

[Wilsonow]: Kobieta, lat 35. Ma permanentnie gęsią skórkę.
[Domow]: Ptasia grypa. Następny pacjent, szybko!

[Wilsonow]: Pisarz, Pablo Koalio de Zołza.
[Domow]: Nieuleczalne. Następny!

[Wilsonow]: Kobieta, lat 61. Rozsierdziła się...
[Domow]: Co?
[Wilsonow]: No... straciła osierdzie...
[Domow]: Jak pani mogła?! Pani jest bez serca!

[Wilsonow]: Mężczyzna, lat 46, sufler w Teatrze Bolszoj. Utrzymuje, że żona zdradza go z autobusem Arabów.
[Domow]: Zespół Otella, wersja motoryzacyjna. Następny!

[Wilsonow]: Ten pacjent ma podniebienie gotyckie.
[Domow]: Więc może śpiewać w katedrze. Dalej!

[Wilsonow]: Chyba wzywają cię na górę...
[Domow]: Całe szczęście! 12 zdiagnozowanych przypadków w 10 minut. Mój nowy rekord! Widział pan? - wyszczerzył się do mnie

W gabinecie na pierwszym piętrze czekali już doktor Pościgow i doktor Gołąb.
- Co znaleźliście? - rzucił Domow
- Niewiele - westchnął Gołąb - Dom jest czysty. Znaleźliśmy siedemnaście trucizn, trzy substancje radioaktywne oraz stwierdziliśmy obecność 95% pierwiastków z Tablicy Mendelejewa. Zabrakło tylko gadolinu, iterbu i koperniku.
- Czyli nie mamy nic... - machnął ręką Domow
- Jak to nic? - zdziwiłem się - Tyle toksycznych substancji to nic?
- Przyjacielu - rzekł Domow - U nas, w Rosji, to jest na porządku dziennym. Każdy ma w domu przynajmniej pół Tablicy Mendelejewa, a alkohol metylowy jest tu tak powszechny, że przestał być trujący. Po ulicach też lepiej nie chodzić z licznikiem Geigera, bo będzie on się zachowywał tak, jakbyś podłączył wibrator do linii wysokiego napięcia.

W tym momencie do gabinetu weszła doktor Trinadsatka. Ubrana tylko w lateksowe stringi, stanik i maseczkę. Na nogach miała buty na koturnach, sięgające kolan, a w dłoni czarny pejcz.
- A tobie co? - zdumiał się Pościgow
- No... miałam zajrzeć do Greya - zdziwiła się Trinadsatka - Przeczytałam całe w pół godziny, ale niewiele tam było przydatnego w sensie medycznym. Znalazłam tylko, że generalnie uważają spanking za lek na całe zło. No to przygotowałam się...
- Idiotko! - rzucił Domow - Kazałem Ci zajrzeć do "Gray's Anatomy", najlepszego na świecie podręcznika anatomii, a nie do "50 twarzy Greya"
- Aha... No to ja tego... Się przebiorę...
- Nie - powiedział Domow - Pójdziesz pobrać naszemu pacjentowi cztery litry krwi. Jak będziesz w tym stroju, to nie będzie musiał tej gruszki ściskać, serce mu samo wypompuje. A my tymczasem...

Dźwięk pagera przerwał doktorowi. Lekarz spojrzał na wyświetlacz, po czym powiedział tylko, że pacjent miał zapaść i wiozą go właśnie na intensywną terapię. Następnie chwycił słuchawkę telefonu wewnętrznego i wykręcił trzycyfrowy numer.
- Halo, reanimacja? Tu doktor Domow. Czy pacjent Angielski jeszcze żyje?
- Jeszcze nie - padła odpowiedź
- Rozumiem. Informujcie mnie bez zwłoki jeśli będą zwłoki.

A potem doktor Domow odwrócił się do nas i z poważnym wyrazem twarzy oznajmił, że mamy tylko kilka minut, aby coś wymyślić.
- To niemożliwe - machnął ręką zrezygnowany Pościgow - Próbowaliśmy już wszystkiego.
- No dalej, ludzie! - krzyknął Domow - Dajcie mi cokolwiek!
- Zespół Cushinga.
- Autoagresja.
- Zakażenie paciorkowcem.
- Nie, nie, nie, nic nie pasuje - kręcił głową Domow, po czym jego wzrok zatrzymał się na mnie - Chyba, że... Zaraz, zaraz! Kto robił wywiad?
- Ja - powiedział Gołąb
- Pacjent mówił, że kiedy był ostatnio w zachodniej Europie?
- Piątego maja, czy jakoś tak - doktor Gołąb wertował notatki - Ale co to ma do rzeczy...?
- Pacjent miał przy łóżku katolicką Biblię - gorączkowo mówił Domow, przewracając kartki w kalendarzu - Pacjent jest katolikiem i używa kalendarza gregoriańskiego. My używamy juliańskiego! Piąty maja w gregoriańskim to w juliańskim jest 22.kwietnia! Pacjent był na Zachodzie wtedy, gdy motyl zorzynek rzeżuchowiec jeszcze żerował, więc mógł go ugryźć. Nie wpadłbym na to, gdyby nie nasz dziennikarz z Polski! Objawy pasują! Gdy przywrócą Angielskiemu akcję serca, podajcie mu sterydy, anaboliki i koks. Pojutrze wyjdzie stąd o własnych siłach.

Lekarze wyszli z gabinetu, aby wykonać polecenia. Doktor Domow usłyszał na korytarzu odgłos obcasów doktor Kudovej i schował się pod biurko. A ja opuściłem klinikę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Nie tylko pomogłem wyleczyć pacjenta Angielskiego, ale też zyskałem pewność, że rosyjska służba zdrowia stoi teraz na światowym poziomie. A w razie czego, zawsze pod ręką jest Łajkodin.

18.05.2018 (02:02 czasu moskiewskiego)
 
Ten odcinek dedykuję Kasi S. - najwierniejszej wielbicielce "Doktora House'a" - za miliony godzin, które przegadaliśmy nie tylko o tym serialu.
P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz